top of page

Góry Kaczawskie – 25 km między Baraniec, Skopcem, Maślakiem i Gruszką. Cisza, historia i nieoczywiste szczyty

Baraniec, Skopiec, Folwarczna, Maślak – zalesione, ciche i często pomijane. Ale dorzuć do tego dawną szubienicę, jaskinię uranu, piec wapienniczy i wieżę widokową… i nagle okazuje się, że Góry Kaczawskie mają do opowiedzenia znacznie więcej, niż się wydaje. Oto gotowa pętla – 25 km i dzień pełen ciekawostek.

Widok z wieży widokowej.
Widok z wieży widokowej.

Czy warto iść po szczyty bez widoków? Tylko jeśli wiesz, czego szukasz


Znasz to uczucie, gdy po godzinach marszu stajesz na szczycie… i nie widzisz nic poza lasem? Brak panoramy, zero “wow”, tylko tabliczka wbita w ziemię. W Górach Kaczawskich takich momentów będzie kilka – ale jeśli wiesz, czego szukasz, to nie będą one rozczarowaniem, tylko częścią ciekawej układanki.

Bo Kaczawy to nie Tatry. Nie zdobywasz tu spektakularnych grani, ale wędrujesz przez krainę wygasłych wulkanów, historii ukrytej w lasach i tras, których nie prowadzą żadne szlaki.


Byliśmy tam. Zrobiliśmy pełną pętlę 25 km przez Komarno, Baraniec, Skopiec, Folwarczną, Maślaka, aż do kamieniołomu Gruszka i z powrotem. Po drodze trafiliśmy na zapomniane szczyty, protestancki “Psi Kościół”, ślady dawnej szubienicy i wieżę widokową z panoramą, która w końcu wynagrodziła wcześniejsze zalesione szczyty.


W tym wpisie poznasz całą trasę krok po kroku – gdzie zaparkować, gdzie odbić ze szlaku, czego nie przeoczyć i co zrobić, żeby nie wrócić z poczuciem straconego dnia. Bo to nie trasa dla każdego. Ale jeśli lubisz mniej oczywiste góry i zakamarki z historią, ta pętla może Cię naprawdę zaskoczyć.


Start w Komarnie – krzyże pokutne, asfalt, Baraniec i szybki Skopiec


Zaczęliśmy w Komarnie, niewielkiej wiosce w Górach Kaczawskich. Samochód zostawiliśmy niedaleko kościoła, gdzie od razu warto się na chwilę zatrzymać – tuż obok znajdują się bardzo stare krzyże pokutne, wykute z piaskowca. Mają kilkaset lat i stoją cicho, przypominając o historii, której często nie zauważamy w pośpiechu.


Po krótkim postoju ruszyliśmy asfaltową drogą w kierunku niebieskiego szlaku, który prowadzi na Przełęcz Komarnicką. Po lewej stronie od razu rzuca się w oczy charakterystyczna sylwetka Baraniec z wieżą przekaźnikową – to właśnie pierwszy cel na naszej trasie.


Asfalt stopniowo zamienia się w leśną ścieżkę, a widoki zaczynają się pojawiać wcześniej niż się spodziewaliśmy – panorama z podejścia pokazuje między innymi pobliskie kamieniołomy, do których dojdziemy później. Choć droga prowadzi szlakiem, to na sam szczyt trzeba odbić kawałek w bok, w lewo – wąską, leśną ścieżką. Baraniec to szczyt zalesiony i pozbawiony widoków, ale oznaczony tabliczką.


Z Baraniec udaliśmy się spacerem na Skopiec, który mamy już „zaliczony” w ramach Korony Gór Polski – to zaledwie kilka minut drogi. Szczyt oznaczony jest klasycznie – tabliczka, słupek, ale również bez otwartych panoram. Mimo to warto – ze względu na rangę szczytu i łatwy dostęp.

Przełęcz Komarnicka, Folwarczna i Maślak – poza szlakami, z historią i mapą w ręku


Z Baraniec i Skopca zeszliśmy z powrotem na Przełęcz Komarnicką, gdzie wita nas niecodzienny element – rzeźba “Into the Blue”, nowoczesna forma artystyczna w zupełnie naturalnym, leśnym otoczeniu. I choć nie każdy szuka sztuki w górach, to ten kontrast robi wrażenie.


Z przełęczy odbiliśmy w bok, kierując się w stronę szczytów Folwarczna i Maślak. Nie prowadzi tu żaden oznakowany szlak – to ważne – ale ścieżka jest widoczna i wydeptana. Dobrze mieć wcześniej przygotowaną mapę lub ślad GPS, bo choć nie jest trudno, to łatwo się zamyślić i przeoczyć kluczowe odbicie.

Folwarczna jest pierwsza – leśna ścieżka prowadzi prosto do niewielkiego wzniesienia, oznaczonego kamieniem i tabliczką. Widoków brak, ale szczyt jest zaliczany do Diademu Gór Polski, więc warto go odnaleźć.


Dalej kontynuujemy ścieżką, szukając Maślaka – i tu naprawdę trzeba uważać. To jeden z tych szczytów, które bez mapy po prostu się mija. Pomógł nam wcześniej przygotowany ślad – w pewnym momencie natknęliśmy się na grupę kamieni, a na drzewie obok wisi kartka z napisem „Maślak”. To tutaj.

Szczyt, podobnie jak Folwarczna, zalesiony i bez panoram, ale z ciekawą historią. Dawniej był nazywany przez katolików “Psi Kościół”, ponieważ to tutaj protestanci z okolicy potajemnie odprawiali swoje nabożeństwa. Taki klimatyczny akcent z przeszłości, który dodaje temu miejscu znaczenia.


Z Maślaka nie ma pętli – musieliśmy wrócić po własnych śladach aż do Przełęczy Komarnickiej. Stamtąd, już żółtym szlakiem, zaczęliśmy zejście do Wojcieszowa, kierując się powoli ku kolejnemu punktowi naszej wyprawy – kamieniołomowi Gruszka.


Po drodze otwierają się widoki – między innymi na charakterystyczny szczyt Okole. Gdy wychodzimy z lasu, pojawia się asfalt, a wraz z nim… cywilizacja i kolejna część przygody.

Kamieniołom Gruszka, ścieżka dydaktyczna i Chmielarz – historia w skale zapisana


W Wojcieszowie szybko odnaleźliśmy ścieżkę dydaktyczną, która prowadzi wokół kamieniołomu Gruszka – i to jeden z tych momentów, kiedy zwykły spacer zmienia się w kawał konkretnej lekcji historii i geologii.


Pierwszym punktem, który zwraca uwagę, jest kamienna szubienica – niewielkie, ale dobrze zachowane ruiny dawnego miejsca kaźni. Jak głosi lokalna legenda, korzystali z niej kaci, którzy uczyli się rzemiosła w pobliskim ośrodku. Dziś to tylko kamienna podstawa, ale przy takiej historii wyobraźnia działa sama.

Kamienna szubienica.
Kamienna szubienica.

Idąc dalej, trafiamy na wejścia do jaskini uranu – dziś zamkniętej, ale stanowiącej ważny punkt biologiczny, bo to właśnie tu zimują nietoperze. Nie wchodzimy do środka, ale sama świadomość, że kilkadziesiąt metrów dalej pod ziemią kryją się ślady górniczej historii, robi wrażenie.


Ścieżka prowadzi nas dalej na szczyt Dłużec (lub Dłużek – obie wersje funkcjonują). Tu znajduje się wieża widokowa, z której rozciągają się naprawdę rozległe panoramy – może nie na całą Kotlinę Jeleniogórską, ale wystarczające, by powiedzieć sobie: warto było tu wejść. Niestety pogoda zaczęła się zmieniać, więc nie zabawiliśmy na górze długo.

Widoki z wieży.
Widoki z wieży.

Zejście ścieżką prowadzi nas jeszcze do pieca do wypalania wapna – kolejny ślad dawnych prac w tym rejonie. Choć kładka była uszkodzona, udało się zobaczyć całą konstrukcję z bezpiecznej odległości. Klimat tego miejsca jest naprawdę wyjątkowy – dzika przyroda miesza się tu z przemysłową przeszłością.

Piec do wypalania wapnia.
Piec do wypalania wapnia.

Stąd ruszyliśmy z powrotem w stronę żółtego szlaku. Droga prowadziła nas przez znane już miejsca aż do Przełęczy Komarnickiej, a dalej – do punktu startowego w Komarnie, gdzie czekał samochód.


Na liczniku: 25 km. W nogach konkret, w głowie mnóstwo obrazów, a w plecaku kilka nowych szczytów do kolekcji.

Komentarze


Specjalizujemy się w organizacji szkoleń oraz kursów outdoorowych, survivalowych oraz bushcraftowych. Szkolimy ludzi w każdym wieku niezależnie od płci. Nasze szkolenia są skierowane zarówno do osób fizycznych jak i firm. 

Nasi partnerzy:

Logo_1_360x.webp

Wolf Expedition Warszawa
Kontakt:
@:  kontakt@wolfexpedition.pl
tel: 505-653-540

  • Facebook
  • YouTube
  • Instagram

©2025 made by Kostek09.

Strona używa plików cookies, oglądając stronę wyrażasz zgodę na przechowywanie danych.

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej przeczytaj naszą Politykę Prywatności, Regulamin i Warunki ogólne

bottom of page