Spływ kajakowy Narew 2020
Pierwszy raz w życiu spływałem Narwią. A tak pokrótce przebiegła cała wyprawa:
Dzień 1.
Dojechałem na miejsce startu. Była to tama na Zalewie Siemianówka w miejscowości Bondary.
Około 13.00 zwodowałem kajak. Usiadłem w nim wygodnie. Poczułem pierwsze bujnięcia. Chwyciłem wiosło w ręce i ruszyłem na spotkanie z przygodą
Górna Narew początkowo wije się delikatnie. Jest wąska, ale ma całkiem silny nurt. Po przepłynięciu licznych meandrów minąłem miejsce, gdzie wpada do niej malownicza rzeka Narewka. Odtąd Narew robi się nieco szersza.
Pierwszy dzień planowo miał być rozgrzewką. Czasem na zapoznanie się z nowym kajakiem. Jednak płynęło mi się wyśmienicie. Każda minuta spędzona na wodzie dostarczała mnóstwo frajdy. Wiosłowałem więc aż do wieczora. Około godziny 19.00 znalazłem wygodne miejsce na nocleg w
okolicach wsi Ancuty.
Dzień 2.
Pobudkę około godz. 4.00 zrobiły mi konie. Okazało się, że pole, na którym rozbiłem namiot było miejscem ich wypasu. Konie okrążyły mój namiot i zaczęły badać niecodzienne dla nich zjawisko. Musiałem się spieszyć z pakowaniem obozu, bo wścibskie koniki chciały wszystkiego dotknąć i spróbować. Skubały namiot i kajak, przeszukiwały moje pakunki, chwytały coś w zęby i chciały odejść ze zdobyczą. Musiałem im zabierać swoje rzeczy i tłumaczyć, że niestety wszystko jest mi potrzebne do dalszej podróży. Na szczęście były wyrozumiałe
Po spakowaniu pożegnałem koniki i popłynąłem dalej malowniczym, pełnym meandrów szlakiem Narwi. Z kajaka podziwiałem sielskie, podlaskie wsie z pięknymi cerkwiami.
Cały dzień padało. Pomimo niepogody prułem naprzód. Po 11 godzinach wiosłowania dotarłem w okolice Suraża i tu udałem się na odpoczynek.
Dzień 3.
Wstałem przed godziną 5.00. Jadłem śniadanie i pakowałem się w deszczu. Padało z przerwami przez cały dzień. Jednak humor mi dopisywał. Krajobraz był urzekający.
Narew od Suraża zmienia swój charakter. Jest to teren Narwiańskiego Parku Narodowego. Narew płynie tu siecią koryt. Dlatego nazywa się ją rzeką anastomozującą, czyli po prostu wielokorytową. Plątanina koryt Narwi, jej licznych odnóg i starorzeczy tworzy tu istny wodny labirynt, w którym można się pogubić
Minąłem jaz w okolicach Rzędzian. Na nocleg zatrzymałem się przed kolejnym jazem - w miejscowości Ruszczany
Wieczorem pogoda była ładna. Mogłem więc wysuszyć przemoknięty sprzęt i ubrania.
Dzień 4.
Zmęczenie dawało się mi już we znaki. Tego dnia miałem do pokonania jazy w miejscowościach: Ruszczany, Złotoria, Rybaki, Góra i w Tykocinie. Jazy nie stanowią problemu, jeśli jest przy nich odpowiednia infrastruktura ułatwiająca wyciągnięcie i zwodowanie. Niestety na Narwi przy pierwszych czterech jazach tego zabrakło. Musiałem więc oceniać ląd i wybierać odpowiednie miejsce na przenoskę.
Dzień był bardzo słoneczny W końcu Po trzech dniach deszczu.
Rzeka na odcinku, który tego dnia przepływałem jest uregulowana. Ma dość proste koryto. W Złotorii do Narwi wpada jej prawy dopływ - rzeka Supraśl. Narew jest tu dość szeroka. W tej okolicy łatwo dostępne brzegi są rajem dla wędkarzy.
W dalszym ciągu omijałem liczne meandry Narwii, zakola, rozwidlenia.
Przepłynąłem przez urokliwe miasteczko Tykocin z widocznym z kajaka zamkiem.
Minąłem miejsce, gdzie Narew spotyka się z Biebrzą (na wysokości wsi Ruś). Obóz rozbiłem w okolicach Wizny.
Dzień 5.
Pospałem trochę dłużej: do godz 6.00. Po śniadaniu dziarsko ruszyłem w dalszą drogę. Jednak nadwyrężenie przedramienia popsuło mi plany. Po 2 godzinach postanowiłem, że zakończę spływ. Nie chciałem dalej forsować ręki, obawiając się poważniejszej kontuzji.
Podsumowanie:
Cały spływ mogę uznać za udany. Przetestowałem nowy sprzęt. Jestem z niego bardzo zadowolony. Planuję dokończyć ten spływ - dopłynąć do Wisły w innym terminie.
Dystans przebyty: około 260 km
Długość spływu: 5,5 dnia
Czas płynięcia: 50h